STYL ŻYCIA

Życie bez plastiku. Dlaczego plastik jest szkodliwy i lepiej pić ze szkła?

22.04.2020 Agnieszka Niedek

Życie bez plastiku. Dlaczego plastik jest szkodliwy i lepiej pić ze szkła?
Fot. Kampania WWF

Wyrósł na wroga publicznego numer jeden. Cały czas docierają do nas informacje o jego szkodliwości. Łatwo się w nich zagubić. Jeśli ty też zastanawiasz się, co oznaczają skróty BPA free czy PP i dlaczego lepiej pić ze szkła, ten artykuł jest dla ciebie.

Plastik nie taki zły – tymi słowami Martyna Wojciechowska wywołała bodaj jedyny skandal w swojej karierze. Dziennikarka jest ambasadorką programu „Po stronie natury” stworzonego przez markę Żywiec Zdrój. W czerwcu na jej instagramowym koncie pojawił się wpis, w którym Martyna przekonywała do plastikowych butelek, tłumacząc m.in., że szkło nie jest lepsze od plastiku, bo „plastik rozkłada się 400 – 1000 lat, szkło – nigdy” i że „transport butelek plastikowych generuje mniejszą ilość CO2”. Internauci byli bezlitośni. „Pani Martyno, ta akcja to #wstyd”, „Aż trudno mi uwierzyć, że to Pani słowa!!”, „Co to za brednie! (…) Najwyraźniej jednak kasa jest ważniejsza” – komentowali.

Wojciechowska weszła na wyjątkowo grząski grunt – dziś pochwała plastiku to jedna z największych gaf, jakie można popełnić. Niemal codziennie czytamy o kolejnych postępach w walce z tym tworzywem. Komisja Europejska zamierza zakazać wprowadzania do obrotu plastikowych patyczków kosmetycznych, sztućców, talerzy, słomek, mieszadełek i patyczków do balonów. Ikea już dziś, choć zakaz jeszcze nie obowiązuje, zapowiada, że wycofa ze sprzedaży plastikowe produkty jednorazowego użytku, a brytyjski McDonald’s obiecuje zastąpić plastikowe słomki drewnianymi. W jednym ze stanów Indii za
używanie plastikowych wyrobów grozi mandat do 370 dolarów, a w przypadku trzykrotnego złamania zakazu można nawet zostać ukaranym więzieniem.

Głównym powodem, dla którego o plastiku jest tak głośno, są alarmujące dane na temat coraz większego zanieczyszczenia środowiska. Instytut Europejskiej Polityki Ochrony Środowiska podaje, że rocznie do mórz i oceanów trafia od 4,8 do 12,7 mln ton plastikowych odpadów. Tiza Mafira, szefowa organizacji Gerakan Indonesia Diet Kantong, cytowana w książce dyrektora brytyjskiego oddziału Greenpeace do spraw oceanów Willa McCalluma „Jak zerwać z plastikiem. Zmień świat na lepsze, rezygnując z plastiku krok po kroku” (2018) mówi, że plastik wręcz zatyka sieć wodną w Dżakarcie. – Ale o plastiku mówi się dziś tak dużo także dlatego, że niedawno ujrzały światło informacje na temat tzw. mikroplastików. To włókna lub granulki, które pochodzą z plastiku dostającego się do środowiska, gdzie jest on rozdrabniany pod wpływem światła, wody czy ruchu (potocznie rzecz ujmując, jest ścierany). Mikroplastiki znaleziono np. w soli morskiej i w układach pokarmowych omułków – tłumaczy dr Magda Caban z Katedry Analizy Środowiska na Wydziale Chemii Uniwersytetu Gdańskiego. Według danych przytoczonych w książce McCalluma aż 90 proc. morskich ptaków ma plastik w swoich wnętrznościach.
To jednak nie koniec niepokojących wieści. Coraz częściej docierają do nas także informacje, że plastik truje – że przechowywanie w nim żywności i napojów, podsuwanie dzieciom wykonanych z niego zabawek czy też smarowanie się kremami z powstałych z niego opakowań znacząco szkodzi zdrowiu. A o ile, nie łudźmy się, wielu osobom problem zanieczyszczenia środowiska wydaje się czymś odległym i abstrakcyjnym, o tyle sugestia, że codziennie podajemy sobie na własne życzenie dawkę toksyn, przemawia raczej do każdego.

Co nas truje?

– Doprecyzujmy: to nie plastik jest zły, ale część dodawanych do niego substancji – zaznacza dr Caban. O które konkretnie chodzi? Najczęściej wskazuje się formaldehyd oraz bisfenole i ftalany. Ten pierwszy jest rakotwórczy, jednak naukowcy nie są zgodni co do tego, czy dawki, w jakich przedostaje się on do jedzenia czy wody z opakowań, mogą przyczynić się do rozwoju nowotworów. W przypadku bisfenoli sytuacja wygląda znacz- nie gorzej. – Jest już 9 tys. prac na temat samego bisfenolu A.

I niestety wiadomo, że szkodzi on nawet w bardzo niewielkich dawkach – mówi nam Aleksandra Rutkowska, biotechnolog i doktor nauk medycznych, jedna z organizatorek kampanii Detoxed Lifestyle Challenge zachęcającej do wyeliminowania szkodliwych substancji chemicznych z naszego otoczenia. Przeczy to zatem słynnej zasadzie Paracelsusa, niemieckiego lekarza i alchemika (chętnie powtarzanej dziś w komentarzach przez internautów), że „tylko dawka czyni truciznę”. – Bisfenol i ftalany należą do tzw. związków endokrynnie czynnych, które przypominają w budowie żeńskie hormony estrogeny. A hormony działają w bardzo niskich dawkach. Wystarczy niewiele cząsteczek – wyjaśnia dr Rutkowska i kontynuuje: – Udowodniono, że związki endokrynnie czynne mogą wywoływać zaburzenia hormonalne. Największe zagrożenie stanowią dla płodów (docierają do nich poprzez łożysko). Problem dotyczy szczególnie chłopców. Poddani działaniu substancji przypominających estrogeny nie rozwijają się prawidłowo. A dziś częstość wad rozwojowych, takich jak wnętrostwo (w którym nie dochodzi do zstąpienia jąder) czy kryptorchizm (skrócenie odległości między ujściem cewki moczowej a odbytem), rośnie w zastraszającym tempie.

Bisfenole, ftalany i inne substancje endokrynnie czynne (w sumie jest ich na liście ponad 1400) obwinia się też o coraz częstsze występowanie zaburzeń płodności (w Polsce problem dotyczy 1,5 mln osób), zespołu wielotorbielowatych jajników, przedwczesnego dojrzewania dziewczynek czy chorób tarczycy. Zaburzając równowagę hormonalną organizmu, substancje te mogą też przyczyniać się do wystąpienia otyłości i cukrzycy typu 2. Mówi się również o ich wpływie na układ krążenia i nerwowy.

Amerykańska tragedia

– Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, warto uświadomić sobie, że bisfenol A (BPA) ma niemal taką samą budowę jak diethylstilbestrol (DES), który w latach 40. i 50. podawany był milionom Amerykanek w celu podtrzymania ciąży. Efekty tego były tragiczne – podkreśla dr Rutkowska. Przerażającą historię DES można przeczytać w książce „Początki” amerykańskiej dziennikarki Annie Murphy Paul. W 1967 roku w Massachusetts Howard Ulfelder, ginekolog, zdiagnozował u pewnej szesnastolatki bardzo rzadką odmianę raka waginy. Konieczna była amputacja tego narządu oraz macicy, by uratować życie dziewczyny. Jej matka zapytała potem, czy mogło mieć znaczenie to, że w ciąży zażywała DES. Ulfelder początkowo to zignorował, ale wkrótce trafił na kolejną nastolatkę z tym samym typem rzadkiego nowotworu. Jej matka również przyjmowała DES. Zaniepokojony lekarz wraz ze współpracownikami zaczął szukać kolejnych przypadków. Efekt? W 1971 roku na łamach „New England Journal of Medicine” ukazał się artykuł, w którym udowodniono, że DES podawany ciężarnym wywoływał nowotwory u ich córek – nie tylko raka waginy, ale też m.in. piersi. Wiele nastolatek zmarło.
Można się oczywiście zastanawiać, na ile sensowne jest porównywanie zażywania DES z ekspozycją na BPA zawartym w plastikowych przedmiotach. Skoro jednak działa on nawet w bardzo małych dawkach i jest obecny nie tylko w plastikowych przedmiotach, ale też np. w puszkach z przetworami rybnymi czy na paragonach fiskalnych, jest się czego bać. – Narażenie na działanie związków endokrynnie czynnych jest bardzo duże – alarmuje dr Rutkowska, która od siedmiu lat bada wpływ tych substancji na nasze zdrowie. – Któregoś razu mnie i moim współpracownikom z Politechniki Gdańskiej zabrakło materiałów do badań. Postanowiliśmy pobrać próbki moczu od wła- snych rodzin. Okazało się, że nasi najbliżsi, a zwłaszcza dzieci, mają bardzo wysokie stężenia związków endokrynnie czynnych. Wyniki badań tak nas zaniepokoiły, że zmieniliśmy nasze nawyki i stworzyliśmy kampanię Detoxed Lifestyle Challenge. Uświadamiamy ludziom, jak wyeliminować niebezpieczną chemię z życia, by chronić zdrowie i środowisko. Świetnym przykładem, że to się udaje, były wyniki badań rodzin, które brały udział w projekcie Miasto na Detoksie realizowanym przez Gdańską Infrastrukturę Wodociągowo-Kanalizacyjną w ramach europejskiego projektu NonHazCity. W ciągu pół roku małymi zmianami w życiu udało się uzyskać superefekt.

Życie bez plastiku

Warto pójść w ślady uczestników gdańskiego eksperymentu, zwłaszcza że związki endokrynnie czynne to nie wszystko. Naukowcy alarmują, że przy produkcji plastiku używa się 4 tys. substancji, a tylko część z nich została przebadana pod kątem toksyczności. Lepiej więc zminimalizować ryzyko. Jak? – Jeśli tylko możesz, zastępuj plastik szkłem, drewnem, papierem lub stalą nierdzewną – radzi dr Magda Caban. Z punktu widzenia zdrowia najważniejsze to ograniczyć plastik w kuchni. Kupuj żywność na wagę, a nie paczkowaną i przechowuj ją w szklanych pojemnikach. Nie gotuj ryżu w torebkach, nie pij wody z plastikowych butelek. A co z jogurtami i serkami homogenizowanymi, niemal zawsze pakowanymi w plastik? – Na szczęście coraz częściej są to opakowania z bezpieczniejszych dla nas materiałów, takich jak polipropylen (PP). Kupując produkty spożywcze w plastikowych opakowaniach, należy czytać, co jest napisane na spodzie. Jeśli znajdujemy tam oznaczenia 2 (HDPE), 4 (LDPE) i 5 (PP), możemy być spokojniejsi – mówi dr Rutkowska. Te powinni zapamiętać szczególnie rodzice ma- łych dzieci, które niestety są w największym stopniu otoczone przez plastik. Większość z nas boi się dać dziecku naczynia ze szkła, by ich nie stłukło, zatem zastępujmy je tymi z oznaczeniem 2, 4 lub 5. – Nie kierujmy się przy zakupie tylko znaczkiem BPA free, bo to może być chwyt marketingowy. W takich produktach często znajdują się bisfenol S lub F, które mają niemal identyczną budowę z BPA. Cyferki są bardziej mia-
rodajne – dodaje dr Rutkowska. Jeszcze lepszym wyjściem będą oczywiście naczynia z silikonu lub bambusa, które pomału stają się coraz bardziej dostępne. Dziecku, które pije z otwartego kubka, możesz zaproponować taki ze stali nierdzewnej. Postaraj się też ograniczyć plastik w zabawkach.

Sposoby na pozbycie się tego tworzywa ze swojego otoczenia można znaleźć w książce Willa McCalluma „Jak zerwać z plastikiem”. Autor pisze m.in. o walce, jaką trzeba stoczyć w przypadku kosmetyków, które w większości są pakowane w plastik. Radzi, by kupować mydła w kostkach, a nie w płynie, bo te pierwsze są zazwyczaj zawijane w papier, i unikać kosme- tyków z plastikowymi granulkami (stosowanymi w produktach złuszczających). Zaleca też, by nie kupować nowych butelek np. z szamponem, tylko ponownie wypełniać te, które już mamy, w specjalnych stanowiskach w sklepach. Z tym akurat możemy mieć problem w Polsce, bo takie usługi nie są jeszcze u nas powszechnie dostępne. Poza tym ponowne używanie plastiku zmniejszy zanieczyszczenie środowiska, ale niestety nadal będzie szkodliwe dla naszego zdrowia. Nawet bardziej, bo z uszkodzonego po dłuższym czasie używania pojemnika łatwiej uwalniają się szkodliwe substancje, które wnikają do kosmetyków.

McCallum podkreśla, że najważniejsze to zaprzestać produkcji plastiku i korzystać z tego, który już powstał. Na podobne apele reaguje coraz więcej firm. W tym roku głośno było o kolekcji ubrań i butów Adidasa wyprodukowanych z plastiku odłowionego z oceanów. Dwa lata temu furorę zrobiła Emma Watson, która na prestiżową MET Gala przyszła w spektakularnej sukni z trenem uszytej z materiałów pozyskanych ze zrecyklingowanych butelek. Kreację zaprojektował Calvin Klein. Jeśli myślimy o zmniejszeniu zanieczyszczenia środowiska, takie inicjatywy to faktycznie najlepsze, co można zrobić, ale plastik wciąż będzie plastikiem i otaczanie się nim nie przysłuży się naszemu zdrowiu. Czy da się zatem całkiem zrezygnować z tego surowca? – Niestety nie, bo jest to materiał bardziej wytrzymały i lżejszy niż szkło, więc koszty przewożenia w nim towarów są niższe. Coraz więcej mówi się o bioplastiku. Już teraz jest go sporo, ale wiele z tych materiałów i tak bazuje na syntetycznych polimerach i tylko część składników jest biodegradowalna. Nie jestem też zwolenniczką wykorzystywania jadalnych surowców naturalnych, jeżeli nie pochodzą z odpadów, bo dla środowiska na pewno nie będzie korzystne sadzenie kolejnych pól soi lub kukurydzy, z czym wiąże się wycinanie lasów, by produkować ekoplastik – podsumowuje dr Caban.