MODA, Młoda Polska

„Jesteśmy jak netfliksowe Frankie i Grace” – rozmawiamy z założycielkami Tartaruga Studio

13.05.2019 Kasia Mizera

„Jesteśmy jak netfliksowe Frankie i Grace” –  rozmawiamy z założycielkami Tartaruga Studio
Fot. fot. Dawid Furkot

Utkanie średniej wielkości welnianego kilima zajmuje im około tygodnia pracy przy krośnie. Niektórym to zajęcie może wydawać się nudne i męczące, ale dla nas czas przy krosnach to najmilszy element pracy. W końcu nasze dywany powstają bardzo powoli, ale mogą służyć na całe życie, tak o swojej pasji mówią Wiktoria Podolec i Jadzia Lenart – założycielki niezwykłego Tartaruga Studio. Wiktoria zajmuje się w firmie poważnymi sprawami, Jadzia ogarnianiem Wiktorii. Razem zdecydowały o tym, że nie chcą brać udziału w korporacyjnym wyścigu i nie interesuje ich droga fast fashion. Z dziewczynami rozmawiamy o przyjaźni w biznesiu, zrównoważonej produkcji i marzeniach, z których można utkać swoją przyszłość. 

Jak i kiedy pojawił się pomysł na założenie pracowni tkackiej i wspólnej firmy?

Poznałyśmy się na studiach – obydwie przyjechałyśmy do Łodzi z różnych miast na Śląsku. Studiowałyśmy wzornictwo, gdzie zajmowałyśmy się głównie projektowaniem tekstyliów  przeznaczonych do produkcji przemysłowej. Już od początku studiów złapałyśmy dobry kontakt – pracowałyśmy razem nad wieloma szkolnymi projektami i wydarzeniami.  Mamy podobne podejście do projektowania i biznesu, szybko zorientowałyśmy się, że praca w korporacji i fast fashion to nie nasza droga. Tkaniem zajęłyśmy się na trzecim roku studiów, wprawdzie nie miałyśmy takich zajęć w planie, ale wymarzyłyśmy sobie, żeby się nauczyć tego tkackiego rzemiosła i na szczęście ten pomysł spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem wśród naszych wykładowców. No i siedziałyśmy po godzinach przy krosnach ucząc się jak najbardziej elegancko wykonywać kilimy. Przez kolejne miesiące tak nas to wciągnęło, że postanowiłyśmy zaryzykować, założyć swoją firmę i zająć się tkaniem na poważnie i w pełnym wymiarze godzin. Tartarugę założyłyśmy będąc na ostatnim roku studiów, impulsem był konkurs na rezydencję w przestrzeniach Fabryki Sztuki w Łodzi. Bardzo lubimy Łódź, to naprawdę fajne miejsce do życia i do prowadzenia kreatywnego biznesu. Środowisko osób związanych z designem jest tutaj pomocne i otwarte, nie sposób wymienić wszystkich, którzy pomogli nam w tych pierwszych dwóch latach prowadzenia swojej działalności.

Wiktoria i Jadzia z wierną towarzyszką Bajką przy pracy

 

Czy przyjaźń w życiu prywatnym pomaga we wspólnym prowadzeniu biznesu czy więcej komplikuje?

Nasi znajomi mówią, że jesteśmy trochę jak netflixowe Frankie i Grace (śmiech). Ale każda z nas to miks cech tych szalonych businesswoman. Wiktoria zajmuje się w firmie poważnymi sprawami – wszystkie faktury, wnioski i rozliczenia są na jej głowie, to ona jest osobą od wykonywania ważnych telefonów, choć to Jadzia jej przypomina, że telefon powinien być naładowany i ogólnie, że warto go pakować do torebki. Jadzia zajmuje się social mediami, pisze na kartkach listy zadań, zaznacza ważne dni w kalendarzu i zawsze zakłada, że coś pójdzie nie tak. Ale pod wpływem optymistyczno-spontanicznego podejścia Wiktorii udaje nam się zawsze znaleźć złoty środek. Przyjemnymi rzeczami, czyli projektowaniem i wykonywaniem tkanin zajmujemy się razem. W czasie wolnym Wiktoria kocha piec, spacerować z suczką Bajką i zajmować się roślinami w ogródku. Jadzia wolne weekendy najchętniej spędza w lesie (albo przynajmniej w parku), lubi gotować wegetariańskie obiady i nałogowo ogląda seriale.

To prawie idylla! Jak wygląda Wasza praca na co dzień?

Jeśli akurat nie jesteśmy na jakimś wyjeździe związanym z targami, czy warsztatami, to przychodzimy do pracy około 10. Najpierw przygotowujemy przesyłki, w międzyczasie sprawdzamy maile i załatwiamy codzienne sprawy. Zawsze robimy sobie chwilę przerwy na kawę, czy gotowanie obiadu, ale później już do wieczora siedzimy przy krosnach i tkamy kolejne centymetry dywanów. Tkanie kilimów to bardzo czasochłonne zajęcie, wełniana tkanina o wymiarach 100x150cm to około 7 pełnych dni pracy przy krośnie. Niektórym to zajęcie może wydawać się nudne i męczące, ale dla nas czas przy krosnach to najmilszy element pracy. Można wtedy poplotkować, posłuchać audiobooków albo w ogóle się wyłączyć i odpłynąć. Często to właśnie monotonia ruchów wykonywanych w czasie tkania jest źródłem najlepszych pomysłów. Zdarza się, że jeszcze po powrocie do domu siadamy przed komputerem i do późna w nocy nadrabiamy jakieś elektroniczne zaległości. Ale lubimy ten rytm pracy, bo pozwala nam kilka razy w roku wyskoczyć gdzieś na dłużej.

Tartaruga to po włosku „żółw" – dlaczego akurat on stał się symbolem Waszej pracowni?

Szukając nazwy dla naszej firmy chciałyśmy, żeby nawiązywała do tego czym będziemy się zajmować. Spośród naprawdę wielu propozycji wybrałyśmy chyba tą najtrudniejszą do zapamiętania i wymówienia. A wszystko przez to, że Wiktoria kocha język włoski. No i w słowie znajduje się magiczna końcówka „rug”, czyli dywanik (z ang.). A że żółw to zwierzę raczej powolne, ale długowieczne, to stwierdziłyśmy, że będzie dobrym patronem naszej pracowni. W końcu nasze dywany powstają bardzo powoli, ale mogą później być używane przez długie lata.

 

Skąd czerpiecie pomysły na wzory?

Z tym bywa różnie. Pierwsza z naszych kolekcji inspirowana była tradycyjnymi kilimami i dywanami huculskimi oraz wschodnimi. Projektowanie rozpoczęłyśmy od wizyty w bibliotece, gdzie przez kilka dni przeglądałyśmy i fotografowałyśmy stare albumy i katalogi. Na kolekcję "The Suns" złożyło się kilka pomysłów – chciałyśmy wykorzystać naturalnie barwione przędze i zaprojektować kilimy, które będą przeznaczone tylko do zawieszenia na ścianie. Wykonałyśmy też wcześniej jedną podobną tkaninę i historia związana z nią i jej nową właścicielką tak nas wzruszyła, że po prostu musiałyśmy zrobić więcej „Słoneczek”. Najnowsze bawełniane "FAV STUFF" to po prostu nasze ulubione przedmioty, drobne rzeczy, które mamy w swoich domach i umilają nam codzienność – kubki, bluzki w paski, czerwona czapka, mikro dzbanuszki, czy plastikowy dinozaur.

fot. Instytut Designu Kielce

Na Waszej stronie przeczytałam, że działacie z poszanowaniem środowiska i praw pracowników – możecie nam opowiedzieć więcej o tym, na czym polega tak naprawdę zrównoważona produkcja?

Wszystkie nasze kilimy wykonane są z wełny. Używamy wełny z recyklingu, czasem – gdy brakuje nam konkretnych kolorów, same ją farbujemy. Korzystamy również z wełny z polskich owiec, przędzionej niedaleko rodzinnego miasta Wiktorii. Do kolekcji "The Suns" same farbowałyśmy wełnę, używając do tego naturalnych barwników: łupin cebuli, owoców aronii, pestek awokado, kwiatów wrotyczu i nawłoci, czy korzeni marzanny. Większość z tych surowców zbierałyśmy same latem. Zależy nam na tym, by kupować przędze z drugiej ręki, lub od lokalnych producentów. Najbardziej lubimy używać wełny, która dla wielkich fabryk jest już odpadem, a dla nas – pełnowartościowym produktem. To najczęściej świetny materiał, tylko jest go tak mało na cewkach, że maszyny nie mogą sobie z nim poradzić, lub po prostu dana partia koloru nie jest już potrzebna i jest wyrzucana. W produkcji rzemieślniczej potrafimy wykorzystać te włóczki do ostatniego centymetra. Technika którą wykorzystujemy pozwala zminimalizować ilość odpadów praktycznie do zera. Pozostałości po wykonaniu dużego wełnianego kilimu (100×150), to trochę kurzu i kłębek wełnianych ścinek mieszczący się w garści. W naszej najnowszej kolekcji wykorzystałyśmy dzianinowe przędze z recyklingu. Są to odpady z dziewiarni przemysłowych, najczęściej bawełniane lub z niewielką domieszką elastanu. My wykonujemy z nich dywany, które można prać w pralce. Tu też najczęściej trafiają się krótkie partie kolorów i często nie sposób wykonać całą serię wzoru używając tego samego odcienia. Dla nas to jednak nie problem – w końcu tkaniny które wykonujemy, to unikatowa, rzemieślnicza praca, a delikatna zmiana w kolorze czy wzorze jeszcze bardziej podkreśla jej charakter.  Same też wykonujemy wszystkie nasze kilimy i dywany, a jak już brakuje nam rąk do pracy to zwracamy się do naszych zdolnych znajomych, które czasem wspierają nas w bardziej gorących momentach. Każdy nasz kilim jest sygnowany imieniem i nazwiskiem projektanta i rzemieślnika, który go wykonał. Dwa procent dochodu ze sprzedaży każdego produktu przekazujemy fundacji Refugee.pl, działającej na rzecz zapobiegania rasizmowi oraz budowania otwartego i obywatelskiego społeczeństwa.

Pamiętacie jakieś najbardziej zaskakujące zlecenie?

Kiedyś uczniowie klasy maturalnej poprosili nas o zaprojektowanie i wykonanie kilimu na podstawie obrazu Vermeera „Dziewczyna z perłą”. Miała to być pamiątka dla ich ulubionego wychowawcy. Oczywiście podjęłyśmy się tego zadania, i z tego co wiemy – był to bardzo udany prezent.